500 dziurek 0

     Prowadzę firmę już kilkanaście lat i cały czas mam wrażenie, że jak bym nie uważał to zawsze coś wyskoczy jak diabeł z pudełka z zamiarem nauczenia mnie pokory.

     We wrześniu dopinałem niewielki kontrakt na budowę regału wypełnionego kratą pomostową. Regał jak regał. Standardowe słupy, trawersy, znany rozmiar. Co można spieprzyć ? A jednak :) 

     Ponieważ zaprzyjaźniony klient zażyczył sobie wypełnienia o dużej nośności najlepszym rozwiązaniem wydała się krata pomostowa, którą zamówiłem w Siedleckim Mostostalu. Zacna firma, a dodatkowo tłucze kraty na regały od kilkudziesięciu lat. Dograliśmy szczegóły techniczne uzgodniliśmy wielkość zamówienia i do roboty.

     Po 4 tygodniach udało się zgrać dostawę regałów i krat do klienta i o 5 rano zapakowaliśmy narzędzia i wraz z moim montażystą wyruszyliśmy w podróż do Stargardu.

     Na miejscu zameldowaliśmy się pod bramą wjazdową, gdzie na miejscu osadził nas ochroniarz, "bo on nic nie wie". Oceniłem, że to filozoficzne stwierdzenie godne Sokratesa nie za bardzo nas przybliża do miejsca montażu, więc postanowiłem jegomościa oświecić i po wykonaniu kilku telefonów i odczekaniu grzecznie pół godziny na bramie zostaliśmy uznani godnymi wpuszczenia "do bram raju" czyli hali produkcyjnej. Jeszcze tylko spis zawartości i selfie bagażnika i montujemy. 

     Ponieważ regał nie był przesadnie rozbudowany oceniłem, że montaż zajmie nam najwyżej 4 godziny. Prace posuwały się szybko i wkrótce pod ścianą hali pojawiła się niebiesko szara konstrukcja. Półki z kraty tymczasem leżały przyczajone na palecie owiniętej streczem, lśniąc czystym cynkiem i czekały na swoją wielką chwilę.

Która niebawem nadeszła...

     Zdjęcie pierwszej warstwy folii z kwadratowych plastrów nie wróżyły jeszcze katastrofy, ale podświadomie zaczęło do mnie docierać, że coś jest nie tak. Zbyt równo były spakowane. Po zdjęciu folii i podniesieniu pierwszej kraty dopadło mnie znane uczucie. Zaczyna się od ściśniętego żołądka, jeży włosy na karku i wtłacza do głowy falę gorąca.

Nie mówcie, że tego nie znacie, w końcu każdemu w życiu udało się chociaż raz dokumentnie coś spieprzyć.

     Nie ma rantów...! No kurna jak mam to założyć na regał, żeby diabelstwo nie wpadło do środka. No ale może się zaprze jedno o drugie i jakoś się utrzyma. Grześ mówi że nie ma mowy, żeby to umocować. Na próbę wkładamy trzy. Nie żyję. Zrobili za długie. Głupie pięć milimetrów. Sterczą na belkach i słyszę jak drą ze mnie łacha. Szybka kalkulacja 90 krat razy ileś w złotówkach i już wiem że zostanę sponsorem tego regału. Siadam na dupie i przeżywam.

     Grzegorz sugeruje, żebym sprawdził zamówienia. Pojawia się iskierka nadziei. Może to nie ja "byłem Ewą"... Ale gdzie tam na potwierdzeniu zamówienia napisane jak byk, że zamówiłem bez rantu. Zawijamy kraty w folie. Koniec roboty na dziś. Przeżywam gorycz porażki i liczę straty.

Pan Adam przychodzi sprawdzić postęp robót i wykazuje zrozumienie. Poczekają na wymianę krat.

     Droga powrotna do Zielątkowa minęła szybko, bo cały czas kombinowaliśmy jak wyjść z tej bryndzy przy stosunkowo małych stratach własnych.

     Następnego dnia reklamacja w Mostostalu, po której uprzejmy pan oświadczył, że mogę się bujać bo z ich strony wszystko OK i zaiste miał rację. Papier nie kłamie.

     Na szczęście poczuł się w obowiązku oświadczyć mi, że i oni dali ciała, co otworzyło drogę do dalszych rozmów. Od słowa do słowa uzgodniliśmy, że zrobią dla nas te ranty, ocynkują i wyślą do Stargardu, a dalej już moja rola jak to wykorzystać.

     Blachowkręty okazały się najbardziej sensownym rozwiązaniem (nierdzewne, a co jak szaleć to do gruntu). Pozostała kwestia przycięcia krat do rozmiaru, który da się upchnąć na regale, czyli "kto nam utnie 30 krat". Jakoś nie wyobrażałem sobie że pokonam ten maraton szlifierką kątową klasy "no name" z mojej szafy w przedpokoju.

     I tu ratunek. Okazało się, że zaprzyjaźniona firma z Warnic obetnie elegancko i tanio te 30 krat o ile je dostarczę na miejsce. Nie będę już opisywał walki z "Sokratesem" na bramie wjazdowej. Powiem tylko, że w głowie mu się nie mieściło, że przywiozę za 2 godziny to co właśnie wywożę. Formularz KBR 1767 + obowiązkowe selfie bagażnika i jadę ciąć kraty.

     W tym czasie Grzegorz dzielnie palił uzwojenie wkrętarki i udało mu się umocować ranty do 3 krat, a nie było mnie coś około 2 godzin. Szybko obliczyłem, że w takim tempie załapiemy weekend i poniedziałek włącznie.

Jedyne sensowne rozwiązanie to nasza wiertarka z udarem. I dopiero teraz ruszyło z kopyta. Całkiem jak w znanym filmie Mistrza Chaplina "Dzisiejsze czasy".

     Jednym słowem musieliśmy wkręcić około 500 blachowkrętów, żeby naprawić bryndzę, którą sprowadziłem na swoją głowę przez zbytnią ufność w fachowość handlowca.

     Na szczęście wszystko poszło już bez niespodzianek, a we mnie serce rosło z każdą kolejną kratą która trafiała na regał.

     Przed godziną 15 mieliśmy przed sobą piękny regał wypełniony kratą. Jeszcze tylko protokół i do domu. Dawno nie wracałem tak lekko. 

A morał... lepiej dwa razy dokładnie przeczytać niż 500 razy wiercić...

 

Komentarze do wpisu (0)

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl